Geoblog.pl    wycieczkowiczka    Podróże    Zwiedzamy Stambuł    Dzień trzeci - wtorek
Zwiń mapę
2012
11
wrz

Dzień trzeci - wtorek

 
Turcja
Turcja, Stambuł
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5704 km
 
Dzień trzeci – wtorek
Od rana przeżywamy niemiłą przygodę. Okazuje się, że w mieszkaniu żyją oprócz nas mikroskopijnej wielkości mrówki faraona i właśnie konsumują nasz ekmek. Nie mamy więc pieczywa na śniadanie, a myśl o pójściu do pobliskiego sklepu i nadprogramowy powrót po krętych i stromych schodach na czwarte piętro, raczej nas odstrasza. Zjadamy więc po jajku oraz plastrze szynki konserwowej przywiezionej z Polski i wyruszamy do Hagia Sophii. Przed kasami tym razem dwie długie kolejki, którymi kierują strażnicy. Bilety po 25 lirów. Bizantyjski Kościół Mądrości Bożej jest ogromny. Po wejściu widać wielką salę nakrytą olbrzymią kopułą Wszędzie łukowate sklepienia, okna, żyrandole i mozaiki. W XV wieku świątynia została przekształcona w meczet (dodano jej mihrab, minbar, napisy z wersami z Koranu itp.), dziś jest obiektem muzealnym. Koniecznie trzeba wejść na galerię biegnącą wokół kościoła, bo nie tylko roztacza się z niej imponujący widok na dół, ale zachowały się tam resztki pięknych, złoconych chrześcijańskich mozaik.
Po wyjściu z Hagia Sophii, bardzo wygłodzeni idziemy do restauracji na obiad. Znów drogo, choć ten lokal wcale na taki nie wygląda. Cóż, centrum turystyczne!
Po obiedzie wyruszamy w dół ruchliwej Alemdar Caddesi, wzdłuż torów tramwajowych w stronę Eminonu. Po drodze przyglądamy się witrynom sklepowym, zwłaszcza z egzotycznymi słodyczami. Oczywiście cały czas oboje fotografujemy wszystko co się da, bo pamięć jest ulotna (w sumie przywieźliśmy do domu około 1500 zdjęć). Po przejściu dwóch przystanków tramwajowych docieramy do Dworca Sirkeci, do którego kiedyś przyjeżdżał Orient Ekspres. Dawniej pewnie dworzec ten sprawiał wrażenie nowoczesnego i eleganckiego (architektura, witraże, zadaszone perony z zielenią), dziś jest raczej zaniedbany i niekoniecznie wart zwiedzania.
Chwilę po opuszczeniu dworca docieramy do nabrzeża Eminonu, skąd wypływają statki na rejsy po Bosforze. Mieliśmy zaplanowaną taką wycieczkę, ale na miejscu jednak wycofujemy się z tego pomysłu. Przed wyjazdem ostrzegano nas, że w Stambule będzie straszny upał o tej porze (początek września). Tymczasem od pierwszego dnia naszego pobytu, mimo, że temperatura wynosi 23 - 25 stopni, wieje zimny, porywisty wiatr od morza. Dobrze, że oprócz cienkich bluzek na ramiączkach zabrałam sweterek i duży, bawełniany szal, bo moje wrażliwe gardło zaczynało już szwankować. Odchodzimy więc z przystani, ponieważ szkoda nam czasu na siedzenie podczas rejsu w zamkniętej kabinie statku, a na otwartym pokładzie chyba urwałoby nam głowy.
Idziemy przed siebie i po chwili jesteśmy na Moście Galata. Przyglądamy się wędkującym tam mężczyznom, którzy wyławiają maleńkie rybki i usiłują je sprzedać. Patrzymy z mostu na Złoty Róg (zatokę wpływającą do Bosforu i rozdzielającą europejską część Stambułu na część północną i południową). W dole widać wzburzone wiatrem fale, a w dali Wieżę Galata w Beyoglu.
Zawracamy, przechodzimy na drugą stronę ulicy, naprzeciwko dużego i pięknego XVII – wiecznego Nowego Meczetu, z wielkim dziedzińcem. Przysiadamy na schodkach i obserwujemy jak mężczyźni przygotowują się właśnie do modlitwy w świątyni. Panowie (często w białych koszulach i garniturach, wyglądający jakby przed chwilą wyszli z biura) siadają przy którymś ze stanowisk umywalkowych na kamiennym stołeczku przed kranikiem, zdejmują obuwie i skarpety, myją twarz, ręce do łokci oraz nogi. Następnie zakładają z powrotem marynarki, skarpety i buty, po czym udają się do meczetu (przed wejściem wiszą torebki foliowe na buty).
Choć podobno Nowy Meczet jest równie piękny w środku jak i na zewnątrz, rezygnujemy z jego zwiedzania, bo czas nagli. Wchodzimy obok do Egipskiego Bazaru, albo jak kto woli – Targu Korzennego. Główna hala przypomina trochę nasze Sukiennice. Panuje w niej nieopisany tłok, tak, że z trudem można przystanąć, aby zrobić zdjęcie lub przyjrzeć się straganom. A jest czemu! Kramy z pamiątkami, sklepiki ze złotą biżuterią, stragany z odzieżą. Jednak największe wrażenie robią stoiska z egzotycznymi tureckimi słodyczami i orzechami, z nieznanymi u nas gatunkami herbat, z różnymi ziołami, afrodyzjakami i z przyprawami usypanymi w kolorowe stosy.
Wreszcie udaje się nam przebić przez halę targową i wędrując pod górę labiryntem uliczek bazarowych docieramy do murów Meczetu Sulejmana Wspaniałego z XVI wieku. Moim zdaniem wielkością i pięknem architektury nie ustępuje on w niczym Błękitnemu Meczetowi. Akurat trwa nabożeństwo, więc mamy okazję przez otwarte drzwi podejrzeć modlących się muzułmanów i przewodzących im imamów. Oczekując na wejście udaję się do damskiej toalety przy meczecie. Tu, za ogrodzeniem też są stanowiska do ablucji (dla kobiet). Moje zdziwienie budzi jednak sedes, a raczej jego brak: jest tylko wykafelkowany otwór w podłodze. Co kraj to obyczaj…
Po zakończeniu modłów stróż wpuszcza nas do wnętrza świątyni. Osób zwiedzających jest niewiele, może kilkanaście. Zbyt obnażone turystki dostają niebieskie spodnie i chusty. Ja dwukrotnie podpadam strażnikowi: przy wejściu, że nie zakryłam szalem włosów i przy wyjściu, że zbyt wcześnie zaczęłam zakładać buty. Wnętrze meczetu jest ogromne i majestatyczne, przykryte od góry wielką kopułą i dwiema półkopułami. Posiada dużo okien. Na podłodze leży puszysty, czerwony dywan. Od sufitu zwiesza się dosłownie las żyrandoli. Sala jest przegrodzona na pół barierką, aby turyści nie wchodzili na obszar przeznaczony do modlitwy (kilku muzułmanów jeszcze się modli). Meczet jest prawie pusty, co pozwala odczuć monumentalność tej budowli i jej atmosferę. Oczywiście mihrab, czyli dekoracyjna nisza wskazująca wiernym kierunek na Mekkę znajduje się w części modlitewnej. Za naszymi plecami też jest wygrodzona część, zakryta drewnianą kratą. Tam modlą się muzułmańskie kobiety.
Po wyjściu z meczetu idziemy ulicą wzdłuż murów uniwersytetu i w końcu dochodzimy do Wielkiego Bazaru. Kluczymy labiryntem bazarowych uliczek z założeniem, że nie spędzimy w nim zbyt dużo czasu. Na rozległym bazarze jest wszystko czego dusza zapragnie. Słysząc polski język, Turcy zaczepiają nas okazując sympatię dla „Polonii” i namawiając na kupno skórzanych kurtek. My jednak nie mamy takich planów, więc grzecznie odmawiamy oględzin. Na pociechę kupuję sobie wisiorek i bransoletkę z niebieskim „Okiem proroka”, czyli szklanym amuletem mającym chronić przed złymi mocami.
W końcu jakoś udaje się nam znaleźć wyjście z bazaru i wychodzimy na przystanek tramwajowy Beyazit. Ambitnie mamy zamiar podjechać w stronę domu tramwajem, ale nie możemy się zorientować jaką monetę należy wrzucić do automatu z żetonami przy platformie tramwajowej. Zrezygnowani wracamy więc pieszo do Sultanahmed, choć nogi zdecydowanie odmawiają nam już posłuszeństwa. Jeszcze tylko zakupy w sklepie spożywczym koło domu u bardzo miłego pana sklepikarza mówiącego swobodnie po angielsku i wreszcie odpoczynek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-03-08 17:56
Meczet rewelacyjny.
.... ,a te smakolyki :)
 
 
zwiedziła 0.5% świata (1 państwo)
Zasoby: 5 wpisów5 7 komentarzy7 70 zdjęć70 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
09.09.2012 - 13.09.2012